Zmiana czasu z zimowego na letni jest odczuwana przez ludzi znacznie pozytywniej niż ta w drugą stronę. Jesienią nagle zmrok zaczyna zapadać bardzo wcześnie, a my jesteśmy senni i mamy ochotę na słodycze. Natomiast wiosenne przestawianie zegarków witamy z energią i radością, bo słońce zachodzi znacznie później i można dłużej spokojnie chodzić po ulicach. Sama zmiana czasu jest jednak obciążeniem dla organizmu, który potrzebuje co najmniej kilku dni, aby zaadaptować się do nowego rytmu. Początkowo możemy być zdekoncentrowani i znużeni.
- Mam dość "sztywny" biologiczny i każda zmiana czasu oznacza dla mnie przedwczesne budzenie się lub problemy ze wstawaniem przez jakiś tydzień - mówi Basia.
Po co więc w ogóle majstrować przy zegarku? Uzasadnień jest kilka, między innymi bezpieczeństwo na drogach i oszczędność energii, choć co do tego drugiego nie ma pełnej zgody.
- Przeprowadzana dwa razy w roku w Polsce zmiana czasu jest bardziej kosztowna i skomplikowana na przykład od wprowadzania dodatkowego dnia w lutym w latach przestępnych. W komunikacji kolejowej pociągi, które są w trasie, od godziny 2. w nocy muszą stanąć na godzinę na najbliższej stacji, na której mają postój, aby jechać dalej zgodnie z rozkładem jazdy. Natomiast przy zmianie czasu z zimowego na letni wszystkie pociągi, które są w trasie od godziny 2. w nocy, są opóźniane o około 60 minut. Przestawianie zegarków powoduje również problemy w systemach informatycznych – czytamy w Wikipedii.
Do czasu zimowego wrócimy 30 października. Cykliczne przestawianie zegarków jako pierwsi zastosowali Niemcy w 1916 roku.