Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Medalista z Londynu idzie na wojnę z lekarzami

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
- Sam jeszcze kilka miesięcy temu nie wierzyłem, że coś takiego w ogóle może się wydarzyć, że w jednej chwili nasze wszystkie plany i marzenia będziemy musieli odłożyć, być może na zawsze - przyznaje sztangista, olimpijczyk Bartłomiej Bonk, którego mała córeczka urodziła się z ciężkim niedotlenieniem mózgu i teraz walczy o życie w szpitalu.
Medalista z Londynu idzie na wojnę z lekarzami

Medalista z Londynu idzie na wojnę z lekarzami
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.

Sam oskarża lekarzy o to, że są winni nieszczęścia, bo nie zgodzili się na cesarskie cięcie. Zapowiada walkę w sądzie. - Sport uczy tego, że w takiej sytuacji za nic nie wolno odpuścić - podkreśla.

Podobno wracając do Polski z ostatnich Igrzysk Olimpijskich w Londynie nie spodziewał się Pan, że żona będzie czekać na Pana na lotnisku.

Bartłomiej Bonk: No tak, do samego końca mówiła mi, że nie przyjedzie, a ja po cichu liczyłem, że jednak na tym lotnisku będzie. Stała w tłumie ludzi i czekała. Cóż, ogromna radość. Żona, już w zaawansowanej ciąży, rodzina w komplecie.

Połączyła Was wspólna pasja, podnoszenie ciężarów.

Basia już od dawna nie trenuje, ale rzeczywiście przed laty była bardzo dobrą zawodniczką. Przywoziła medale z mistrzostw Polski, ma też na koncie wicemistrzostwo Europy juniorek do lat dwudziestu, zdobyte w 2001 roku.

Poznaliście się na treningu?

Na zawodach we Włoszech. Bardzo młodzi byliśmy. Ale wszystko bardzo fajnie się potoczyło i po trzech latach znajomości wzięliśmy ślub. Ja miałem wtedy dwadzieścia lat, moja żona dwadzieścia jeden.

Teraz rozumiem, dlaczego żona pozwala Panu uprawiać tak trudny i kosztujący sporo zdrowia sport.

Sama trenowała. Co więcej, jej ojciec również, więc doskonale rozumie tę dyscyplinę. Bardzo dobrze wie, co ja czuję i mamy w sobie ogromne oparcie.

Również teraz, po tych tragicznych wydarzeniach sprzed kilku miesięcy?

Tym bardziej teraz. Wiemy, że bez względu na wszystko możemy na siebie liczyć. Sprawa nieszczęśliwego porodu, tego co będzie dalej, to dla nas ogromny sprawdzian. Nie potrafię tego opisać.

Pamiętam, jak podczas Igrzysk Olimpijskich w rozmowach często podkreślał Pan swoje szczęście, to, że żona ma urodzić bliźniaki.

Tak. Sam Pan widzi, jak wszystko z dnia na dzień potrafi się w życiu zmienić o sto osiemdziesiąt stopni. Nie tak miało być, nie taki miał być scenariusz tego, co dalej. Nie zdaje Pan sobie sprawy z tego, co przeżywamy teraz przez tych ludzi, którzy nas tak skrzywdzili.

Nawet nie próbuję.

Sam jeszcze kilka miesięcy temu nie wierzyłem, że coś takiego w ogóle może się wydarzyć, że w jednej chwili nasze wszystkie plany i marzenia będziemy musieli odłożyć, być może na zawsze.

Jest Pan w stanie w ogóle teraz trenować?

To, czy trenuję, jest teraz najmniej ważne... Chodzę na siłownię. Staram się pójść tam na godzinę dziennie. To wszystko. Nie wiem, czy można to nazwać treningiem. Bardziej odskoczną, by przynajmniej przez chwilę się oderwać. Nie mam pojęcia, kiedy zacznę treningi na takim poziomie, jak chociażby przed rokiem. Może, jak już Julcia wróci do domu, to będę w stanie znów zająć się sportem.

Większość czasu spędza Pan w szpitalu?

Staramy się z żoną nad tym wszystkim zapanować. Rano któreś z nas odprowadza starszego syna do szkoły, potem na zmianę albo szpital albo dom, gdzie jest druga córeczka. Praktycznie mijamy się w drzwiach.

Macie na kogo liczyć?

Mamy przyjaciół, którzy nam pomagają, gdy na przykład trzeba zostać z Majką w domu. Ale na stałe nie mamy tu żadnej babci czy dziadka. Nasi najbliżsi są rozrzuceni po Polsce. Ja pochodzę z Sępólna Krajeńskiego, to czterysta kilometrów od Opola. Moja żona jest z Ciechanowa. Musimy to jakoś ogarnąć.

Proszę wybaczyć mi to, co powiem, ale rozmawiając z Panem zastanawiam się, jak to się stało, że po tym nieszczęśliwym porodzie, człowiek pańskiej postury i przy takich emocjach - mówiąc wprost - nie przyłożył lekarzowi, który zabronił cesarskiego cięcia.

To kwestia opanowania. Tego uczy sport, tego uczą ciężary. Oczywiście, że różne myśli mi chodziły po głowie, ale nie można się dać ponieść emocjom, żeby narobić większych problemów. Muszę sprawę załatwić sądownie i tak się stanie. Nie odpuszczę.

Od czasu porodu Państwa córka nie była w domu?

Nie. Po dwóch tygodniach zmieniliśmy tylko szpital. Była już na własnym oddechu, ale ostatnio dostała zapalenia płuc i znów jest pod respiratorem. Być może niedługo nie będzie potrzebny, ale na razie lekarze mówią, że ryzyko jest bardzo duże. Bez przerwy myślimy, co można zrobić.

Jakie są rokowania dla niej?

Konsultujemy się z wieloma lekarzami. Niektórzy nie dają Julci szans na zdrowie. Ale są i tacy, którzy dają nadzieję, że w jakimś stopniu będzie sprawna. To wszystko będzie jednak wymagało bardzo długiej rehabilitacji, liczonej w latach.

Między innymi stąd pozew przeciwko szpitalowi?

Oczywiście, że tak.

Nie boi się Pan, że ta sprawa sądowa spowoduje, iż będziecie przechodzić przez ten koszmar jeszcze raz? Że w sądzie będą Wam wmawiać, że żadnego błędu lekarzy nie było?

To mało istotne. Ja widzę, jak moje własne dziecko cierpi, jak wbijają jej igły, jak dostaje antybiotyki. A czemu ona jest winna? W tej sytuacji to, co ja czuję, nie ma najmniejszego znaczenia. Do tej pory walczyłem z ciężarami, teraz będę walczył o to, by nasza córka mogła normalnie funkcjonować. Lekarze są winni i wierzę, że sąd przyzna nam rację.

A któryś z lekarzy powiedział Panu słowo przepraszam?

Nie.

Spojrzał w oczy?

Absolutnie nie. Nie mają ani odwagi ani honoru. Zaraz po porodzie poszedłem do ordynatora, który nie zgodził się na cesarkę. Wmawiał mi, że wszystko odbyło się zgodnie z procedurami. Tymczasem powołana potem przez szpital komisja pokazała, że błędy jednak były. W sądzie tego dowiedziemy, żeby Julcia miała pieniądze na rehabilitację.

Z pewnością będzie ona bardzo kosztowna.

Wie Pan, to będą lata. Gdy o całej sprawie zrobiło się głośno w mediach, wiele osób pisało do mnie, że kiedyś byli w podobnej sytuacji. Żałują, że nie poszli do sądów, bo teraz ledwo wiążą koniec z końcem. Sport uczy tego, że w takiej sytuacji za nic nie można odpuścić. I ja nie odpuszczę.

Nie żałuje Pan takiego nagłośnienia Waszego przypadku? Media nie dają Wam pewnie teraz spokoju.

Zrobiłbym to jeszcze raz. Julcia potrzebuje wsparcia. Z drugiej strony widzę, że ludzie w nas wierzą, bo jest cała masa osób poszkodowanych przez lekarzy, a niewielu zdobyło się na to, by walczyć. Może w ten sposób im też dajemy nadzieję. Być może dzięki temu ktoś w przyszłości nie będzie cierpiał tak jak my.

Bez tego opanowania byłoby Panu o wiele ciężej?

Pewnie tak. Teraz nie mam kompletnie czasu na odpoczynek. Ale sport mnie wiele nauczył i wiem, że gdyby nie ciężary, to nie byłbym teraz tak odporny psychicznie. Kiedyś swój życiowy cel widziałem w ciężarach, teraz muszę się skupić na tym, żeby ratować swoje dziecko.

Bartłomiej Bonk

Polski sportowiec, sztangista, rocznik 1984. Od ponad dziecięciu lat związany z klubem sportowym Budowlani Opole. Brązowy medalista ostatnich Igrzysk Olimpijskich w Londynie, wcześniej reprezentant Polski podczas igrzysk w Pekinie w 2008 roku. Sześciokrotny zwycięzca mistrzostw Polski.

Razem z żoną, Barbarą Sachmacińską-Bonk, również sztangistką, mają trójkę dzieci. Najstarszy Mateusz ma dziewięć lat. Pod koniec ubiegłego roku na świat przyszły dwie bliźniaczki: Maja i Julia. Na leczenie Julii można przekazać 1% podatku: Opolskie Stowarzyszenie Rehabilitacji Neurologicznej i Funkcjonalnej; nr KRS 0000273196; konto nr: 34 1680 1235 0000 3000 1461 2426, z dopiskiem dla Julii Bonk.


iWoman.pl



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Wtorek 16 kwietnia 2024
Imieniny
Bernarda, Biruty, Erwina

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl