Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Każdego można wrobić w wypadek?

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Zagrożeniem na polskich drogach są nie tylko słabe umiejętności innych kierowców. Niebezpieczeństwo stanowią też oszuści, którzy celowo powodują lub fingują wypadki, żerując na nieświadomości przypadkowych ludzi.

Wygląda na to, że każdego można dziś wrobić w stłuczkę, która nigdy się nie zdarzyła.

Do redakcji przyszedł list od oburzonej czytelniczki. Mieszka za granicą, a w Polsce ma rodziców, którzy padli ofiarą wyłudzaczy odszkodowań. Opisany przez nią przypadek pokazuje, że w całkiem prosty sposób można dziś w Polsce uczynić sprawcą wypadku osobę, która nigdy w nim nie uczestniczyła.

[Zachowano oryginalną pisownię listu]

"Mam w Polsce rodziców po 65. roku życia. Ojciec ostatnio chorował na raka, leczył się w Poznaniu, a więc było to związane z dojazdami samochodem ok. 60 km. Póki mógł, jeździł jako kierowca, było to w okolicach stycznia i lutego. W czerwcu, kiedy ojciec od ponad miesiąca przebywał w szpitalu, moją mamę nawiedził policjant. Agresywnie zachowując się oświadczył, że ojciec spowodował kolizje, na dodatek uciekł z miejsca kolizji, że będzie sąd (…).

Przerażona kobieta wyjąkała jedynie, że mąż jest w szpitalu i że żadnej kolizji nie miał! Ojciec wrócił wycieńczony po operacji do domu i od razu wpadł po raz drugi w ręce owego policjanta, któremu jasno oświadczył, że owszem do lekarza w ten dzień autem się udał, ale żadnej kolizji ani nie widział, ani nie spowodował.

Sprawa zakończyła się w sądzie, ojciec został winny, bo byli świadkowie (oczywiście 2 podstawione osoby, zeznały nieprawdę) i otrzymał grzywnę 500 zł... Ja się zapytuję: CZY W POLSCE FUNKCJONUJE JAKIEŚ PRAWO? (...)

Ojciec nie wierzy w żadną sprawiedliwość, już nie walczył wcale, po prostu zrezygnowany poddał się, żeby go już tylko w spokoju zostawili (…) Przecież na skrzyżowaniach są kamery, dlaczego zwlekano do czerwca? Nikt auta ojca nie oglądał!!! (...) za moment ilość takich niewinnych ofiar wzrośnie, bo przecież się udało!!! Po cichu proszę los, żeby na tym się skończyło, bo obawiam się jakiegoś skarżenia o odszkodowanie za szkody zdrowotne i wyciągania trupów z szafy za chwilę, skoro ktoś kłamie w sądzie, to jest zdolny do innych oszustw".

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że postawienie przed sądem, a wreszcie ukaranie niewinnej osoby w związku ze zdarzeniem drogowym, w którym nie uczestniczyła jest niemożliwe albo bardzo mało prawdopodobne. Po zasięgnięciu opinii prawników okazuje się jednak, że w ramach polskiego systemu prawa może dochodzić do wielu podobnych sytuacji. Częściowo winni są też sami poszkodowani.

To mogło się zdarzyć

– Obawiam się, że opisywana sytuacja mogła, niestety, mieć miejsce. Niejednokrotnie stykamy się z przypadkami niesłusznych skazań oraz pomyłek popełnionych przez organy ścigania i wymiar sprawiedliwości, mających daleko idące implikacje – mówi Piotr Protasiuk z firmy Omega Kancelarie Prawne. W podobnym tonie wypowiada się też Tomasz Socha z biura dochodzenia odszkodowań Campter. – Z doświadczenia i prowadzonych przeze mnie spraw wiem, iż podobne sytuacje opisane przez czytelnika mają miejsce, najczęściej poprzez pozorowanie wypadków w celu uzyskania odszkodowania. W tym przypadku mogliśmy mieć do czynienia ze swoistym "wrobieniem" czytelnika w spowodowanie wypadku, co przy jego braku wiedzy, doświadczenia i profesjonalnej reprezentacji doprowadziło do prawomocnego wyroku skazującego – mówi.

Ostrożniej ocenia ten przypadek adwokat Maciej Żakiewicz. – Oszustwa ubezpieczeniowe polegają najczęściej na pozorowaniu kolizji, a następnie naprawianiu samochodów przy użyciu części niewiadomego pochodzenia, podczas gdy ubezpieczyciel płaci za naprawy pojazdów według cen producenta. Udział w takim procederze biorą zarówno kierujący, jak i warsztaty samochodowe – wyjaśnia. Szybko uzupełnia jednak: – Przypadki wyłudzeń i oszustw ubezpieczeniowych są dość częste w Polsce, ale przedstawiony przez czytelniczkę stan faktyczny nie wskazuje, że w tym przypadku do takiego wyłudzenia doszło – mówi Żakiewicz.

Trudno wskazać winnego

Przyznając, że do oszustw ubezpieczeniowych dochodzi wcale nierzadko, eksperci podkreślają, że jednoznaczne wskazanie winnego w tym i podobnych przypadkach nie jest proste. – Bez zaznajomienia się z dokumentacją sprawy ciężko wnioskować, która strona miała rację. Być może powiedzenie "nieznajomość prawa szkodzi" znalazło swoje uosobienie w przypadku państwa czytelnika – mówi Tomasz Socha.

Wątpliwości zawsze wzbudza już samo ustalenie faktycznego przebiegu zdarzenia. Podobnie jest w tym przypadku. – Świadkowie mogli wskazać mężczyznę (najczęściej świadkowie wskazują numery rejestracyjne pojazdu) jako sprawcę kolizji, a policja, wykonując czynności w sprawie, mogła do niego dotrzeć nawet kilkanaście dni od zdarzenia. Sama kolizja mogła zostać spowodowana przez kierującego, którego samochód nie został uszkodzony, a on sam mógł odjechać nie wiedząc, iż na przykład zajechał komuś drogę, wymuszając manewr obronny, który skończył się kolizją z trzecim pojazdem. Możliwości jest wiele – mówi Maciej Żakiewicz.

Niewłaściwa ocena sfingowanego wypadku może prowadzić do błędnej oceny, a w konsekwencji skazania niewinnej osoby. Choć taki scenariusz wchodzi w grę, nie ma takiej pewności. Na finał całej sprawy zawsze składa się szereg czynników. – Nie wiemy, co dokładnie zostało udokumentowane w aktach poruszanej sprawy i na jakiej podstawie oparł się sąd, wydając orzeczenie w sprawie o wykroczenie. Czy były to tylko oświadczenia świadków, czy zgromadzono inne dowody, czy doszło do przekroczenia granicy swobodnej oceny dowodów, czy organy ścigania w odpowiedni sposób zabezpieczyły materiał dowodowy, w tym nagrania z kamer monitoringu miejskiego – mówi Piotr Protasiuk.

– Pytań nasuwa się wiele i aby udzielić odpowiedzi odnoszącej się do konkretnego stanu faktycznego, konieczne jest staranne zapoznanie się z aktami sprawy. Dopiero wówczas można rozważyć, czy istnieją przesłanki pozwalające na uchylenie prawomocnego orzeczenia i ponowne rozpoznanie sprawy wskutek zaistnienia nadzwyczajnych przyczyn wymienionych w ustawie – podkreśla.

Niesłusznie oskarżony powinien walczyć

Prawnicy wskazują, że do podobnych wyroków w sprawach, w których udział brali oszuści ubezpieczeniowi, dochodzi nie ze względu na wadliwe prawo, ale z racji niskiej świadomości społecznej na temat przysługujących oskarżonym praw. – Z tego miejsca kieruję prośbę do poszkodowanych, a także do samych sprawców wypadków: nie lekceważcie prawa i nie postępujcie lekceważąco. Każda, nawet nieprawdziwa sytuacja może narazić was na potencjalną odpowiedzialność karną lub cywilną – przestrzega Tomasz Socha.

Przed najpoważniejszymi konsekwencjami często może uchronić wczesne podjęcie odpowiednich kroków. – Nie wiemy, czy osoba obwiniona, która ostatecznie została uznana za winną, korzystała z usług profesjonalnego prawnika, który byłby w stanie podjąć w odpowiednim czasie działania mające na celu doprowadzenie do umorzenia postępowania z powodu braku znamion czynu zabronionego – mówi Protasiuk. – Z pewnością o wiele łatwiej byłoby podejmować działania w momencie, gdy toczyło się jeszcze postępowanie, niż w przypadku, kiedy doszło do uprawomocnienia się wydanego przez sąd orzeczenia. Odrębną kwestią pozostaje ewentualne dochodzenie roszczeń odszkodowawczych od Skarbu Państwa – uzupełnia.

Na pewne uchybienia po stronie poszkodowanego wskazuje też Tomasz Socha z kancelarii Campter. – Postępowanie sądowe daje pozwanemu możliwość złożenia dowodów swojej niewinności, w związku z czym należałoby postawić pytanie: dlaczego pozwany tego nie uczynił? Pozwany nie może zrzucać winy na źle działający system, jeżeli nie podjął się aktywnie obrony w swojej sprawie. Czytelnik mógł nie zapewnić sobie profesjonalnego pełnomocnika sądowego, który skutecznie odparłby dowody strony przeciwnej.

Jak powinno się zatem zachować w takiej sprawie? – Ojciec czytelniczki popełnił błąd, nie podejmując próby wyjaśnienia sprawy, choćby zapoznając się z aktami w sądzie. Nie można mówić o luce w prawie, gdy nie zostały podjęte żadne czynności zmierzające do weryfikacji materiału dowodowego dotyczącego przedmiotowej kolizji – mówi Maciej Żakiewicz. – Zakładając staranność, kierowca w praktyce ma zawsze możliwość weryfikacji zebranego w sprawie kolizji materiału dowodowego.

Walczyć o swoje prawa warto od samego początku. W przypadku gdy wydarzenia zajdą już tak daleko, jak w opisanym przypadku, odwrócenie ich biegu nie jest proste. – Jeżeli sprawa zakończyła się nieprawomocnym wyrokiem, poszkodowany nadal może wnieść apelację, która zostanie rozpatrzona. Jeżeli wyrok jest prawomocny, czytelnik musi pogodzić się z ewentualną niesprawiedliwością, która go spotkała – kwotuje Socha.


Malwina Wrotniak-Chałada, Bankier.pl



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Piątek 19 kwietnia 2024
Imieniny
Alfa, Leonii, Tytusa

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl